czwartek, 6 maja 2010

Nasze za i przeciw edukacji domowej

Podjęcie decyzji nigdy nie jest łatwe, a im bardziej ta decyzja może zaważyć na naszym życiu, tym trudniej jest się zdecydować. Człowiek rozważa wszelkie za i przeciw, waha się, zmienia zdanie. Tak właśnie jest teraz z nami. Wciąż i wciąż wracamy do tych samych argumentów i do bólu analizujemy każdą wątpliwość. Momentami przestaje to przypominać rozmowę, a raczej maglowanie w kółko tego samego. Obecnie lista wygląda tak (kolejność argumentów przypadkowa).
Za, bo:
- w szkole robi się patologicznie - mnóstwo agresji, słownej i fizycznej,
- poziom nauczania... no cóż, jeśli chcę, żeby coś umieli, muszę ich tego nauczyć w domu,
- multum zadań domowych (typu wytnij 3o kwadracików o boku 1cm, potnij na trójkąty i ułóż z nich coś), które zajmują bardzo dużo czasu, a są nudne,
- chłopcy będą musieli pracować razem - jeżeli nauczą się współpracy ze sobą... żadne kontakty międzyludzkie nie będą stanowić już dla nich wyzwania,
- wzięcie odpowiedzialności za siebie samego: naukę, wiedzę i rozwój,
- możliwość lepszego motywowania dzieci,
- uczenie się w bardziej sprzyjających warunkach niż ławka/klasa/szkoła,
- możliwość pracy we własnym tempie,
- poznanie nowych ludzi,
- opanowanie nadpobudliwości i koncentracji Witka, który fatalnie reaguje na wszelkie nieprzewidziane sytuacje, a takich w szkole jest zbyt wiele,
- pielęgnowanie pasji - teraz nam na to brakuje sił i czasu,
- zamiast pracy na ocenę, praca dla własnej satysfakcji.

Przeciw, bo:
- brak codziennych kontaktów z rówieśnikami,
- niemożność grania w gry zespołowe,
- trudny powrót w razie niepowodzenia,
- konieczność systematycznej pracy bez "przymusu",
- organizacja pracy, systematyczność - czy się uda?
- języki obce... nasza pięta Achillesowa, będzie trzeba szukać pomocy,
- trudność w dostosowaniu się do systemu po powrocie, bo przecież kiedyś trzeba będzie wrócić,
- konieczność wyjazdów (pływanie? karate? modelarstwo? język? moje prawo jazdy?)
- opinia innych (krewnych i znajomych królika, ale także sąsiadów),
- nowa szkoła - niby nie na co dzień, ale jednak.

Uff, tak to się mniej więcej kształtuje.

środa, 5 maja 2010

Trudne początki

Witam!
Do tej pory jakoś nie czułam przymusu, aby prowadzić bloga. Ostatnio jednak natrafiam na tyle wspaniałych blogów niezwykłych ludzi, że pozazdrościłam. Też zachciało mi się mieć takie miejsce, w którym mogłabym napisać o naszych sukcesach (i pewnie porażkach) związanych z edukacją domową, pokazać nad czym pracujemy, uporządkować linki do stron i blogów wartych odwiedzenia. Nie znaczy to jednak, że już możemy się do homeschoolersów zaliczać. Wprawdzie klamka zapadła (no prawie), jednak chcieć to jedno, a móc to drugie. Wciąż jesteśmy na etapie załatwiania papierów. A termin goni...