Dziś na szybko, bo jeszcze mnie czeka drukowanie i laminowanie, żeby na jutro pomoc była gotowa:
- zainteresowały nas te wszystkie - logie. Na razie biologiczne. Dlatego korzystając z Wikipedii przygotowałam takie karty trójstopniowe w stylu Montessori. Pomoc dla dzieci starszych (ja to zrobiłam dla gimnazjalisty). Karty trzeba wydrukować, zalaminować i pociąć. Potem dziecko dostaje kartoniki bez podpisów i dopasowuje je, a karty z lewej kolumny służą do sprawdzenia, czy dopasowało poprawnie. Myślę, że potem można sobie podzielić to na nauki dotyczące zwierząt, roślin oraz jednych i drugich. Potem pewnie zrobimy z tego jakiś quiz. Macie jeszcze jakieś pomysły?
- zaczynamy działać według planu, który nawet już przyjął formę pisemną :-) późno w tym roku, ale za to teraz już ruszyliśmy na całego. Obecny plan jest taki, żeby codziennie były: matematyka, język polski i język obcy (oba lub jeden z
nich), a poza tym pracować tydzień nad jednym przedmiotem. Tak blokowo, bo na zasadzie: dziś biologia i chemia, a jutro fizyka i geografia, to zupełnie nam nie szło. Zobaczymy. Na razie mamy tydzień z biologią.
- moje biologiczne zdziwienie: zmieniło się nazewnictwo! Oglądamy rysunek komórki, a tu: siateczka śródplazmatyczna. Coż to takiego? Przecież duże, więc nie odkryte ostatnio... dopiero po dłuuuuższym czasie wymyśliłam, że to przecież retikulum endoplazmatyczne... Nowa dla mnie jest też nazwa "protisty".
środa, 21 września 2011
poniedziałek, 5 września 2011
Praca, szkoła i nauka
Praca moja, szkoła też moja, a nauka dzieci (tych, które uczę i tych osobistych). Niestety sytuacja życiowo-finansowa zmusiła mnie do pójścia do pracy, pomimo że dzieci uczą się w domu i najlepiej by było, gdybym cały swój czas mogła poświęcać im. Na szczęście moja praca to tylko pół etatu, więc 10 godzin "przy tablicy" (pracuję 2 dni), a resztę robię wieczorami, a jest co robić, ministerstwo już o to dba - irytuję się na taką papierkologię, bo wolałabym ten czas poświęcić na przygotowanie "półproduktów" do zajęć. "Półprodukty" zaś muszę przygotowywać, bo mam zajęcia z najmłodszymi dziećmi, które pewnych rzeczy nie zrobią (lub nie zrobią tak szybko, aby to miało sens), a które można by kupić, tylko... więc czeka mnie wycięcie kilkudziesięciu kółek na następne zajęcia (jak dobrze, że kupiłam sobie specjalny cyrkiel do tego celu!). Tyle o mojej pracy.
Nauka dzieci domowych powoli się rozkręca - już nie ma narzekania, że trzeeeeba, i naprawdę muuuuszę? Zaczyna to iść coraz sprawniej. Wczoraj przygotowałam listy zadań do wykonania. Niestety, kiedy wróciłam (o 15, bo rada pedagogiczna) zadania nie były wykonane. Po moim głośnym wyrażeniu niezadowolenia z takiego wywiązywania się ze zobowiązań, dzieci uwinęły się (same) z robotą w godzinę (no, ale ja byłam i ta moja obecność jest nadal niezbędna). Nie jest zatem różowo. Z drugiej strony jeszcze rok temu nic nie byłoby zrobione, więc jest postęp. W dodatku starszy syn miał straszne wyrzuty sumienia i jestem przekonana, że w czwartek zrobi wszystko na czas.
Nauka dzieci domowych powoli się rozkręca - już nie ma narzekania, że trzeeeeba, i naprawdę muuuuszę? Zaczyna to iść coraz sprawniej. Wczoraj przygotowałam listy zadań do wykonania. Niestety, kiedy wróciłam (o 15, bo rada pedagogiczna) zadania nie były wykonane. Po moim głośnym wyrażeniu niezadowolenia z takiego wywiązywania się ze zobowiązań, dzieci uwinęły się (same) z robotą w godzinę (no, ale ja byłam i ta moja obecność jest nadal niezbędna). Nie jest zatem różowo. Z drugiej strony jeszcze rok temu nic nie byłoby zrobione, więc jest postęp. W dodatku starszy syn miał straszne wyrzuty sumienia i jestem przekonana, że w czwartek zrobi wszystko na czas.
czwartek, 1 września 2011
Pierwszy dzień września... bez dzwonka
Pierwszy dzień września... rozpoczęcie roku szkolnego. Białe koszule i niewygodne spodnie. Apel. List pani minister o "szkole z pasją" (pasja z łaciny znaczy "cierpienie, męka"). Ja wiem, że chodzi o to słowo w znaczeniu "bardzo silne upodobanie do czegoś, zajmowanie się tym z namiętnością", ale przez głowę przemknęła mi myśl, że pasja to także wściekłość. Hmmm, nauczyciele dostający "szewskiej pasji" kiedy okazuje się, że zamiast uczyć, muszą stworzyć kolejny dokument. I jeszcze jeden... Misja, wizja i pasja. O tak.
A my? Z radością NIE uprasowałam koszul i NIE musiałam się martwić, czy spodnie nie są za małe. NIE musiałam się irytować słysząc pytanie "a czemu nie byliście w kościele?" (choć wszyscy wiedzą czemu). NIE wzrusza nas, która klasa zaczyna lekcje od której godziny - wstajemy jak się wyśpimy. I NIE obchodzi nas ile kartek ma mieć "zeszyt uwag" oraz jaki kolor spodni jest jeszcze strojem galowym, a jaki już nie.
Zamiast tego wszystkiego chłopcy siedząc na dworze zrobili po kilka zadań z matematyki, jakieś ćwiczenia z angielskiego, omówiliśmy podręczniki z języka polskiego, porozmawialiśmy o wybuchu wojny. Obejrzeliśmy nowe pocztówki (z USA i Brazylii!!) A potem był basen, książki, ciekawy film. Dzień jak co dzień :-) Bez dzwonka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)