sobota, 7 sierpnia 2010

Mój mały "coming out"


"Coming out" - zdecydowałam się użyć tego określenia nieco przewrotnie, ponieważ absolutnie nie chodzi o orientację seksualną. Ku memu zdziwieniu odkryłam jednak, że to, czego używaliśmy w żartobliwych rozmowach, jak najbardziej odnosi się do naszej sytuacji, bowiem (cytując za Wiki): Czasami termin ten używany jest w stosunku do osoby lub grupy osób, które decydują się publicznie zaprezentować swoje poglądy uważane za odbiegające od poglądów ogółu społeczeństwa (np. coming out niewierzących).
Dlaczego o tym piszę? Myślę, że najwyższy czas stawić czoła problemowi. Poznajemy nowych ludzi, jakoś się zaprzyjaźniamy, a ja czuję się z tym źle, bo nie mówię otwarcie o tym, co dla innych stanowić może tak wielki problem (o czym się już wielokrotnie przekonałam.) Teraz mówię o tym jasno i jeśli nie chcecie nas zaakceptować z całym "dobrodziejstwem inwentarza" - trudno: jesteśmy ateistami (może po części agnostykami...). Nie chodzimy do żadnego kościoła i nie należymy do żadnej religijnej wspólnoty - ja i dzieci nawet formalnie nie mamy nic wspólnego z Kościołem. My - dorośli nie wierzymy w Boga i dokładnie taki światopogląd przekazujemy naszym dzieciom. Czas najwyższy na kolejny krok w wychowaniu naszych dzieciaków - naukę, jak z dumą głosić własny światopogląd i nie bać się, że jest on inny niż większości. Jak pogodzić się z odrzuceniem, nietolerancją, złośliwościami, choć to akurat nasze dzieci bardzo dobrze poznały w szkole. Nasza niewiara to jeden z powodów, dla których Edukacja Domowa wydaje się być najlepszym rozwiązaniem.