poniedziałek, 2 stycznia 2012

Rozkłady, plany i cykle... czyli jak się uczymy

Prawie jak "Szumy, zlepy i ciągi" :-) Kiedy się przygotowywałam do podjęcia decyzji o ED, często szukałam informacji na temat tego "jak" inni się uczą. Czas  podzielić się własnymi doświadczeniami w kwestii tego "jak".
Na pewno edukacji sprzyjają zmiany, wycieczki i uczenie się w czasie zabawy. Taka nauka jest fajna, ale... nie zawsze idzie ją pogodzić z tymi nieszczęsnymi wymaganiami i faktem, że w najmilszej nawet szkole trzeba się stawić na egzaminach.
Bywa też i tak, jak u nas, że zmiany przeszkadzają. No taką moje dzieci mają konstrukcję (a zwłaszcza jedno dziecko), że zmiany nie są mile widziane, a najfajniejszy dzień to taki, w którym wszystko jest przewidywalne i rutynowe. Obserwuję też, że kiedy chłopcy zaczynają funkcjonować w takim ciągu, to i efekty tego są najlepsze. Nauka mimochodem? I owszem, ale też i od godziny do godziny, według planu.
Plany mamy różne: całoroczne (najczęściej są to nauczycielskie rozkłady albo tylko spis tematów), które co jakiś czas zestawiam z tym, co już zrobione, aby "trzymać rękę na pulsie", mamy też plany tygodniowe, które są znacznie istotniejsze. Takie plany są krótkie, np. w tym tygodniu Szymka plan wygląda tak: 5 tematów z polskiego, z angielskiego skończyć moduł 6, z niemieckiego kapitel 5. Zrobić kinematykę z fizyki. Z matematyki skończyć proporcje, zrobić sprawdzian i jeśli będzie bez błędów, zacząć symetrie.
Wiem, brzmi nudno i szkolnie, ale jeśli wziąć pod uwagę, że książka do angielskiego ma 8 modułów, do niemieckiego 6, a symetrie to ostatni dział z matematyki (podobnie jak kinematyka z fizyki), to też widać, że to wszystko ma sens - wyrobić się z tym, co niezbędne, a potem bawić. Wiosną ;-) Plan Witka jest podobny, tylko mniej w nim przedmiotów.
Codziennie Szymek (I gimnazjum) robi lekcję z polskiego, matematyki, angielskiego, niemieckiego, pozostałe przedmioty robi przez tydzień, potem zmiana. Można by je całkiem "zblokować", ale tu miałam obawy, że fizyka zrobiona we wrześniu zostanie całkiem zapomniana, a tak to powraca co 6 tygodni. Tyle trwa taki nasz cykl. Każdy nowy tydzień zaczyna się od powtórki (i sprawdzenia) tego, co było wcześniej, dzięki czemu trochę lepiej się utrwala.
Do utrwalania zaczęłam wykorzystywać podręczniki i ksero. Niektóre mają naprawdę fajne plansze, więc je kseruję, wycinam, laminuję, potem tnę znowu (odcinam napisy, opisy). Zadaniem dzieci jest "odtworzyć" planszę lub ułożyć tabelkę i samemu sprawdzić (z książką) poprawność tego. Wymusza to przeczytanie i przemyślenie tych wiadomości. Oczywiście można z tego robić piękne karty w stylu Montessori, ale to zabiera sporo czasu, którego nie mam. Bardzo ważne bowiem okazało się staranne sprawdzanie tego, co robią - codziennie, najlepiej od razu po zrobieniu. Pozwala to wyłapać błędy i skorygować je natychmiast, jakoś też mobilizuje (i ich, i mnie) do wytężonej pracy.
Tylko na bloga czasu jeszcze mniej...

1 komentarz: