sobota, 5 marca 2011

Filmowy homeschoolers...

Kiedy miałam lat naście, w telewizji emitowano serial o młodym Indianie Jonesie. Odbiegał on trochę od tych pełnometrażowych filmów o dorosłym Indym, a ja zapamiętałam, że bardzo sympatycznie tłumaczył pewne zagadnienia. Otóż Henry Junior wraz z rodzicami wyrusza w podróż po świecie, dzięki czemu spotyka niezwykłych ludzi, którzy jakoś tam wpływali na świat. Potem podróżuje sam. W mojej pamięci szczególnie mocno utkwił odcinek dotyczący I wojny światowej, dlatego postanowiłam puścić serial dzieciom - jako przerywnik i, nie ma co ukrywać, motywator.

Początkowo miałam obawy, że może jednak pamięć mnie zawiodła i film wcale taki fajny nie jest, ale jednak... Odcinki są długie i jakby dwuczęściowe. W czasie swych podróży Indy spotyka Picassa dyskutującego z prawie całkiem już niewidzącym Degas... Rozmawia z Zygmuntem Freudem, jedzie na safari z Teodorem Rooseveltem, słucha gry Louisa Armstronga. Dzięki temu poznajemy wielkich ludzi i ważne wydarzenia, a reżyser gra z widzem umieszczając odpowiednie obrazy, przedmioty i stykając bohatera z ludźmi, którzy jeszcze wielcy nie są, ale już za chwilę...

Nie twierdzę przy tym, że film zastąpi solidną naukę historii, ale sądzę, że może ją oswoić, przybliżyć i zachęcić np. do obejrzenia albumu z obrazami Picassa i impresjonistów oraz zastanowienia się, na czym polega różnica między impresjonizmem a kubizmem (no, oczywiście lepiej byłoby to dziecku pokazać podczas zwiedzania Luwru, ale jeśli akurat nie planuje się tam weekendu...). Film zachęca też do stawiania trudnych pytań: o czym może marzyć niewolnik? czy można chronić przyrodę pokazując ludziom wypchane lub uwięzione zwierzęta?

Zabawne jednak jest to, że Henry Jones Junior w pierwszych odcinkach jest homeschoolersem. Wprawdzie nie uczą go rodzice, tylko panna Seymour, ale jego nauka jak najbardziej jest edukacją domową. Zawszeć miło popatrzeć, jak robią to inni :-)

1 komentarz: