piątek, 11 lutego 2011

Szkiełko i oko - rzecz o mikroskopie

Mój tata jest z wykształcenia biologiem, stąd wśród wspomnień z mojego dzieciństwa plączą się łacińskie nazwy roślin, zwierząt. Jednym z takich najmilszych wspomnień są wieczory, kiedy przez "szkiełko" patrzyliśmy na mikroświat. Obserwowaliśmy okrzemki, pantofelki, bakterie i badaliśmy budowę komórki roślinnej. Zachciało mi się pokazać moim dzieciom to samo. Zaczęłam poszukiwania mikroskopu. Chińskie "wszystko w jednym" za 99.99 odrzuciłam od razu. Szukałam czegoś lepszego - każdy, kto ma choć trochę wiedzy na temat optyki (fotograficznej, teleskopowej, mikroskopowej) wie, że dobre szkło to podstawa. Bez tego ani rusz. Zajrzałam do jednego, drugiego sklepu i zonk! Wszędzie to samo! Wszystkie mikroskopy od ~200 złotych do ~800 wyglądają tak samo, jak z jednej fabryki. Chińskiej. Lepsze kosztują powyżej 1000 i też nie powalają swoim wyglądem (co ma wygląd do funkcjonalności? No ma to, że lekki statyw nie zapewni stabilności - cały mikroskop będzie się poruszał od ruchu oglądającego. Dobry mikroskop musi być stabilny, więc ciężki) . Chciałam, żeby miał stolik krzyżowy (pozwalający na przesuwanie preparatu) oraz śrubę makro i mikro (większość tych tańszych tego nie ma). Po długim rozeznaniu, kilkunastu mailach, zdecydowałam się wybrać coś z "górnej - niższej" półki. Mój wybór padł na Biomax - wtedy w październiku kosztował 610 złotych (teraz widzę, że jest po 300). Na jego zakup złożyła się cała rodzina, a chłopcy dostali go pod choinkę. Niestety mikroskop okazał się być totalną katastrofą. Stolik przedmiotowy był umocowany krzywo, w środku coś grzechotało, stolik krzyżowy miał zgięte pokrętło - no płacz i zgrzytanie zębów. O tym, co było widać (a raczej czego nie było widać), nie ma co wspominać. Pieniądze udało się odzyskać, ale nadal nie mieliśmy mikroskopu. Po raz kolejny przejrzałam wszystkie sklepy i powoli zaczęła mnie ogarniać rozpacz: trzeba mieć dużo pieniędzy (ponad 2tys.) aby kupić nowy i dobry mikroskop albo... zostawało Allegro. Tam w końcu udało nam się kupić stareńki sprzęt PZO za 550 złotych. Optyka może nie jest w nim super czysta (lata robią swoje), ale całość jest bez zarzutu: ciężki statyw, pokrętła działające z idealnym oporem, kilka okularów i obiektywów. Owszem, nie mamy kamery, jak chińskie promocje, więc nie podzielimy się tym, co widzimy z Wami, ale nie o to przecież chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz